Tytuł: „Zołzunie”
Autor: Marta Fox
Wydawnictwo: Akapit Press
Ilość stron: 176
Rok wydania: 2014
Zanim napiszesz, spróbuj na brudno i popatrz z boku. Ale czyż można żyć „na brudno”? Czy można w życiu najpierw zrobić próbę, jak w teatrze?
Antonina to gimnazjalistka, która po rozwodzie rodziców
zamieszkuje z dziadkami, bo jej mama wyjechała za granicę zarabiać. Już
pierwszego dnia w nowej szkole staje się rywalką trzech „zołzuń”. Dodatkowo w życiu dziewczyny pojawiają się
chłopcy: Patryk, Dawid i Kacper. Kto
wygra tę bitwę? Jaką rolę odegra płeć przeciwna? I jaki związek z tym wszystkim
mają zioła?
„Na tym ponoć polega zaufanie, by wierzyć, nie widząc”
Na samym początku trzeba przyznać, że Marta Fox nie słynie z
obszernych rozmiarów książek. Ta też nie jest długa. Czyta się ją szybko i
łatwo, nie trudno nadążyć za wydarzeniami.
Jest lekka i idealna, jako
odskocznia od literatury, którą do tej pory czytaliśmy lub jako przerywnik w książkowym „gniocie”. Nie jest typowym romansidłem dla nastolatek.
Miłość schodzi tutaj troszeczkę na drugi plan, ale jednak się pojawia. „Zołzunie”
nie należą do tego typu książek, w których doskonale znamy scenariusz. Owszem
możemy przewidzieć co się dalej stanie, ale nie jest to rażące.
Postacie są dobrze wykreowane. Spokojnie mogli by istnieć w
świecie rzeczywistym. Główna bohaterka (podobnie do mnie) należy do osób, które
z pewną rezerwą podchodzą do zawierania nowych znajomości, mają własne zdanie i
głośno je wyrażają. Często jest nieprzyjemna
dla innych, tylko dlatego, ze ktoś inny ją zdenerwuje. Zdarza się, że sama nie
zgadza się z tym co mówi. Jest bardzo zawzięta. Jeżeli
chodzi natomiast o mojego ulubionego bohaterka/bohaterkę to jest nią babcia
Antoniny – Apolonia. Fantastyczna starsza pani, która większość problemów
proponuje rozwiązywać za pomocą ziół. Bardzo kocha swoją wnuczkę, stara się ją
zrozumieć mimo wszystko i troszczy się o nią.
„Najważniejsze, że miłość jest wartością ponadczasową”
Książka nadaje się raczej dla nastolatek. Marta Fox pisze krótko, zwięźle i prosto. W „Zołzuniach”
przedstawiła kolejną historię nastolatki, która przez coś przeszła. A świetnym
dodatkiem do tego były dołączane co jakiś czas kartki z zielnika Apolonii i Doroty,
czyli mamy Czarnej i Rudej. Myślę, że „Zołzunie” nadają na każdą chwilę i mimo
że nie powaliły mnie na kolana, są dosyć dobrą książką.
7/10
~Ami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Znajdziesz chwilę, żeby po przeczytaniu posta napisać kilka słów? Będę bardzo wdzięczna! :)