Odchodzenie jest przyjemne i czyste, tylko
kiedy zostawia się za sobą coś ważnego, coś, co miało dla nas znaczenie.
Kiedy wyrywa się życie razem z korzeniami. Ale tego nie da się zrobić,
dopóki nasze życie nie zapuści korzeni.
John Green jest mistrzem. Zawsze zafunduje nam lekturę, w którą wplączemy się totalnie. Już od pierwszych słów, zdań możemy zorientować się, że to stary dobry Green. Papierowe miasta są trzecią książką jego autorstwa, po którą sięgnęłam. I po raz kolejny się nie zawiodłam. Bo czasami jest dobrze wrócić do czegoś, co na pewno nam się spodoba.
Greenowski styl jest tak przyjemny, że czyta się niesamowicie szybko, mimo początkowych trudności akurat w przypadku tej książki. Mamy trochę akcji, trochę tajemnicy i duuużo dobrego charakterystycznego humoru! Wszystko składa się na bardzo dobrą powieść. Wraz z Q możemy rozszyfrowywać wskazówki zostawiane przez Margo i śledzić postępy w jego poszukiwaniach. Czasami jest tak, że zanim bohaterowie wpadną na to, ty masz ochotę krzyknąć: Hej! Przecież to będzie tak i tak! Naprawdę można ich polubić.
W inteligentny sposób pan Green przekazuje nam nie tylko akcję, ale i (jak to u bywa u Zielonego) trochę tematów, nad którymi warto podjąć refleksję. Tym razem mamy do czynienia z ludzkimi wyobrażeniami o innych, które są tak silne, że przysłaniają prawdziwy obraz człowieka. Cała książka jest nafaszerowana zmyślnie przemyconymi filozoficznymi refleksjami, jednak nie jest ich na tyle dużo, żeby przytłaczały.
Jeszcze kwestia bohaterów. Nie mamy tu do czynienia z ciągle irytującymi postaciami. I w ogóle nie rozumiem osób, które mówią, że Margo jest irytująca. Przecież jej praktycznie na kartach tej powieści nie ma... Q, Radar i Ben mają wyjątkowe poczucie humoru, które mi się akurat spodobało. Jedynie postać tej przyjaciółki Margo (której imienia teraz nie pamiętam, a nie ma książki pod ręką i nie chodzi mi o Becce) i momentami zachowanie Quentina mogły spowodować podniesienie naszego ciśnienia.
Papierowe miasta to jak do tej pory najsłabsza z trzech książek Greena, jakie przeczytałam (Gwiazd naszych wina, Szukając Alaski). Ale na pewno nie zła! Jest bardzo dobra, ale nie ma szału. Ogromnym plusem tej książki jest humor i wątek przyjaciół, no i może tajemnicy. Moim ulubionym momentem nie jest wcale ten, gdzie Q szuka Margo, ale ta jedna noc przed jej zniknięciem i te wszystkie akcje. To one spodobały mi się najbardziej.
Greena trzeba lubić, żeby sięgać po jego kolejne książki. Papierowe miasta nie były najlepszą książką, ale były świetne. I myślę, że to idealna pozycja na lato. Trochę przygody nie zaszkodzi, prawda?
Ocena: 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Znajdziesz chwilę, żeby po przeczytaniu posta napisać kilka słów? Będę bardzo wdzięczna! :)