wtorek, 19 kwietnia 2016

Wobec klawiatury, czyli o dawaczce drugich szans

   http://cdn.magdeleine.co/wp-content/uploads/2016/04/photo-1444116931890-dcede16aa2c3.jpeg
Żeby napisać naprawdę dobry tekst muszę wpaść w stan flow, czyli stan, kiedy litery będę mi praktycznie płynąć pod palcami, a zdania układać się swobodnie w głowie. Kiedy jednak takiego stanu nie uzyskam, rezultaty są różne. Zapraszam na post, w którym będzie mogli się przekonać, czy pisałam w takim stanie, czy też nie. Sami oceńcie!

Z reguły, kiedy zaczynam pewną książkę, to także ją kończę. Jeśli nie spodobała mi się po pierwszych zdaniach, całym rozdziale, to także ją czytam. Przecież całkiem możliwe, że irytująca główna bohaterka się zmieni lub wreszcie wydarzy się coś, co całkowicie nas zaskoczy i zaciekawi. Jest jeszcze opcja, że zakończenie będzie tak powalające, że mimo początkowych zgrzytów pokochamy daną lekturę. I nie chodzi mi tutaj tylko o szkolne lektury, lecz ogólnie książki. Choć jeśli już mowa o powieściach, dramatach i epopejach, które czytamy na potrzeby szkoły, to chyba przejdziemy do kolejnego akapitu. 

Należę chyba do dość nielicznego grona uczniów, którzy czytają lektury szkolne, zarówno te dla niektórych grube, typu Ania z Zielonego Wzgórza czy Quo vadis, jak i te cieniutkie, np. Makbet czy Król Edyp. Są jednak takie pozycje, których albo nie tknęłam, albo tknęłam i odłożyłam, bo nie dało się czytać. Przez wszystkie lata kształcenia nie przeczytałam dwóch lektur w szkole podstawowej, dwóch w gimnazjum i jednej w tym pierwszym roku liceum. Kto z Was w przeciwieństwie do mnie przeczytał: Szatana z siódmej klasy  i W pustyni i w puszczy?  Makuszyński pozostał na półce w bibliotece nietknięty tylko z jednego powodu - nie czytam powieści tego typu. Sienkiewicza powinno się czytać dzieciom na dobranoc, a przynajmniej mi, bo byłam śpiąca już po kilku stronach. Do połowy W pustyni... jednak dotarłam. W gimnazjum, jak większość pewnie młodzieży, nie zdzierżyłam Krzyżaków, znowu kwestia dobranocek Sienkiewicza, a także nierozumienia czytanego tekstu. Nie sięgnęłam nawet także po Hobbita, który był moją lekturą. Powód był bardzo prosty - jako laureatka Konkursu Wojewódzkiego, do którego czytałam inne lektury, nie musiałam pisać testu z tej, a poza tym Tolkien nie był mi przecież potrzebny na egzaminie, z którego byłam zwolniona. Część z Was może oburzyć się, że to klasyka. Owszem, klasyka fantasy, którego nie czytam, tak więc... Lekturą, której nie dokończyłam w liceum był Tristan i Izolda.  Wyobraźcie sobie, że usnęłam nawet chyba przy tym. Przeczytałam więcej niż połowę. Przerabialiśmy to jako lekturę dodatkową, więc nie było testu z lektury, a niezainteresowana losami książkowego Tristana i Izoldy oddałam do biblioteki. Tak było w przypadku lektur szkolnych. Nie lubię być zmuszana do czytania konkretnych książek. Co innego, kiedy są całkiem okej, przecież są takie lektury, ale co jeśli czytanie danej powieści itp. sprawia, że robię się senna albo nic nie rozumiem z tego, co czytam? Nie mam w zwyczaju dawania szans lekturom, sięgam po streszczenie i już. 
A co z książkami, które czytam dla siebie? Tutaj sytuacja się zmienia. K a ż d e j, doprawdy każdej książce daję szansę. Choćby nie wiem, jak była nudna na początku, czekam aż coś się rozwinie lub zmieni. Czasami nic się nie dzieje do końca i wtedy mam poczucie, że zmarnowałam czas. Często jednak bywa tak, że powieść zaczyna rozwijać się dopiero po stu stronach czy nawet w połowie. Zakończenie też jest fenomenalne i rachunek wychodzi na zero. 

Zdarzają się powieści, które nie spodobały mi się po pierwszych rozdziałach i oddaje je do biblioteki. Uwaga! One także dostają drugą szansę. Wypożyczam je po raz drugi i czytam na nowo. Jest jednak przypadek, w którym nawet czas i chęci nie pomogły. Brzydcy  to książka, która została wypożyczona przeze mnie dwa razy i dwa razy oddana przed zakończeniem. Nie chcę stracić na nią czasu, kiedy na mojej półce czeka wiele polecanych powieści. Ktoś kiedyś powiedział, żebyśmy nie tracili czasu na złe książki, ponieważ jest go mało. Czytajmy więc te dobre. Albo tak jak w moim przypadku dajmy szansę wszystkim. Kiedy naprawdę czuję, że nie jestem już w stanie danej zmęczyć, odpuszczam ją i sięgam po kolejną  - może ta okaże się lepszą. 

A jak jest u Was z dawaniem drugich szans? Piszcie w komentarzach swoje spostrzeżenia. Miłego wieczora ;*

1 komentarz:

  1. Ja przeczytałam garść lektur, na jednej ręce zliczę! :) Tylko te, które mnie naprawdę zaciekawiły, jeśli chodzi o pozostałe, to czytałam tylko streszczenie. Natomiast jeśli chodzi o książki, które sama zakupiłam lub wypożyczyłam, to jeśli nie goni mnie termin, to po prostu odkładam książkę na jakiś czas i do niej wracam, jeśli mi się na początku nie spodobało. Gdy muszę szybko książkę oddać, to wtedy zmuszam się do czytania, bo mam ogromne wyrzuty sumienia. Jedyną książkę jaką porzuciłam była "Lekarz, który widział za dużo". Po prostu padłam i nie wstałam.


    www.zksiazkadolozka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Znajdziesz chwilę, żeby po przeczytaniu posta napisać kilka słów? Będę bardzo wdzięczna! :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia